Jestem w stanie powiedzieć, że to do tej pory NAJLEPSZY rozdział, jaki udało mi się napisać. Jestem z niego naprawdę bardzo zadowolona, udał mi się wyśmienicie (ach, ta skromność!).
Mogę być pewna, że sporo z Was będzie w szoku, czytając to. Cóż, zdarzenia przybrały może trochę... drastyczny obrót, ale uważam, że nadal wszystko jest w jak najlepszym porządku. ;)
Chciałabym również zaznaczyć, że metody użyte przez Louisa są w stu procentach poprawne i działają, bo - niestety - spotykałam się z tym kilka razy, w tym raz będąc stroną bierną... Tak czy inaczej, od razu ucinam tutaj wszelkie hejty na te tematy, bo dobrze wiem, jak to wygląda. ;)
No, to oddaję rozdział w Wasze łapki! Czekam na komentarze. ;)
EDIT:
Oto i link do obiecanych Character Ask! (wystarczy kliknąć)
Czekamy niecierpliwie na Wasze pierwsze pytania! ;)
~*~
Louis jechał szybko, wyprzedzając
samochody na dwupasmówkach. Nie był nawet pewny, gdzie jedzie i czy
na pewno jest jeszcze w Londynie. Był wściekły na Harry'ego-
chociaż bardziej był wściekły na samego siebie.
Nie do końca wiedział, dlaczego
zaczęli się kłócić. Głupi autograf doprowadził do tego, że
ich przyjaźń w chwili obecnej dosłownie wisiała na włosku.
Prawda, Harry zachował się jak nadęty dupek, ale to Louis
powiedział kilka słów za dużo. Mógł się powstrzymać, wiedział
o tym. Chciał się powstrzymać.
Więc co poszło nie tak?
Chłopak westchnął, zwalniając
nieco. Jedyne, czego teraz potrzebował, to sen. Był potwornie
zmęczony; powinien teraz spać smacznie w łóżku, a nie jeździć
jak wariat po mieście i okolicach. Był na nogach od dwudziestu
pięciu godzin i wcale nie chciał pobijać kolejnych rekordów.
Zjechał na pobocze i wyłączył
silnik. Oparł się o kierownicę, przecierając twarz rękoma i
mierzwiąc sobie włosy. Czuł się parszywie; jego organizm
potrzebował kilku godzin porządnego snu, a do tego był ostro
pokłócony ze swoim najlepszym przyjacielem. Przez to, najbliższe
dni wcale nie rysowały się kolorowo- tym bardziej, że wszyscy
mieli dwa tygodnie wolnego, bez żadnych wywiadów, sesji, prób czy
koncertów. A to wcale nie dawało mu szansy do porozmawiania z
Harrym.
Louis poczuł wibracje w kieszeni
spodni. Podniósł głowę i wyjął komórkę z kieszeni, patrząc
na wyświetlacz. Dzwonił do niego Niall- chyba chwilowo przejął
rolę Liama w zespole, pewnie chciał go uspokoić. Odrzucił
połączenie, nie mając zamiaru z nikim teraz rozmawiać.
Przez chwilę jeszcze wpatrywał się
w przestrzeń za przednią szybą, a potem potrząsnął głową i
uruchomił silnik. Zawrócił i zaczął jechać w stronę domu, po
części gotując się na piekło, a po części licząc na święty
spokój.
Niall odsunął telefon od ucha,
patrząc na niego i marszcząc brwi. Louis odrzucił połączenie;
przeważnie tak nie robił, chociaż teraz mógł być zdenerwowany.
Ale to go nie tłumaczyło, a przynajmniej nie w zaistniałej
sytuacji.
-I co? - zapytał Zayn, wchodząc do
salonu z paczką papierosów w ręce. Najwidoczniej miał zamiar
wyjść na tylny taras i uspokoić się, trując przy okazji.
-Odrzucił połączenie – mruknął
cicho blondyn, obracając kilka razy telefon w dłoniach.
-Po co mu ten cholerny telefon? -
zirytował się Zayn, przystając w pół drogi przez pokój. -Czy on
w ogóle kiedykolwiek go odbiera?
Niall westchnął. Sytuacja byłą
naprawdę ciężka; Harry i Louis pierwszy raz tak ostro się
pokłócili. Starszy z nich zniknął, jadąc Bóg wie dokąd bez
słowa, a drugi zabarykadował się w łazience, zamykając drzwi od
środka i... nie dając żadnego, najmniejszego znaku życia.
-...i mówię ci, ale po prostu ci to
obiecuję, pójdę i wyważę te pieprzone drzwi, choćby bark miał
mi wylecieć ze stawów, dorwę Stylesa i tak mu spiorę to chude
dupsko, że nie będzie mógł siedzieć bite dwa tygodnie – gderał
Zayn, robiąc kółka wokół kanapy. -No to jest po prostu
niedorzeczne, Liam już dawno by ich postawił do pionu, a my nawet
nie potrafimy zapanować nad tym, co się dzieje piętro wyżej! Jak
tylko dorwę tego starego pryka, a niech się tutaj zjawi tym swoim
lśniącym autkiem, cholera, obiecuję ci, że będzie dzwonił do
szpitala i błagał, żeby wypuścili Liama!
-Nie irytuj się, Zayn – powiedział
spokojnie Irlandczyk, wstając i podchodząc do przyjaciela.
Zatrzymał go i spojrzał mu w oczy. -Niepotrzebnie się nakręcasz.
Skoro już miałeś taki zamiar, to idź i zapal, może przynajmniej
się uspokoisz. Ja spróbuję jeszcze raz dodzwonić się do Louisa i
pójdę zrobić manifestację pokojową pod drzwiami łazienki. W
porządku?
Mulat skinął głową, wypuszczając
powietrze. Na jego twarzy odmalowywało się zdenerwowanie i
zmartwienie, ale bez wątpienia był również mocno poirytowany całą
tą sytuacją. Nie lubił, kiedy w zespole ktoś się kłócił, a
już szczególnie, kiedy wszystko przybierało na sile i było aż
tak poważne, jak teraz.
-Jak coś się stanie, to mnie wołaj –
powiedział jeszcze, po czym wyszedł za taras, zapalając papierosa.
-Chryste, czy oni nigdy nie dadzą mi
spokoju...
Louis wyłuskał telefon z kieszeni
spodni, włączając tryb głośnomówiący i wstawiając go do
uchwytu samochodowego. Nie patrzył nawet na wyświetlacz.
-Tak?
-W końcu! - usłyszał poddenerwowany
głos Nialla. Zmarszczył brwi; nie wróżyło to dobrze.
-Coś się stało, czy będziesz teraz
przemawiał do mnie po ojcowsku i mnie umoralniał? - zapytał Louis,
dziwiąc się zmęczeniu w swoim głosie. Powoli zaczynało kręcić
mu się w głowie, co było niebezpieczne biorąc pod uwagę, że
właśnie prowadził z prędkością stu kilometrów na godzinę.
Przez chwilę słyszał ciszę w
słuchawce, przerwaną kilkoma cichymi skrzypnięciami. Niall pewnie
wchodził po schodach.
-Wiesz, rozumiem, że jesteś zły i
wkurzony, ale naprawdę, Louis... chwilowo lepiej, żebyś sobie to
odpuścił.
-A to niby dlaczego? - burknął
chłopak, skręcając w prawo. Za piętnaście minut powinien być w
ich domu.
-Bo... - rozmówca na chwilę zawiesił
głos, jakby starając się dobrać słowa. -Bo, wiesz, twój
najlepszy kumpel zabarykadował się w łazience na amen i nie
słychać nawet, żeby oddychał. Zayn chce wyważać drzwi, a ja
właśnie idę spróbować jakiejś pokojowej negocjacji. Siedzi tam
od dwudziestu minut, a ciebie nawet tu nie ma – ostatnie zdanie
zabrzmiało jak wyrzut. -Nie mam pojęcia, czy nadal jesteś na niego
wściekły i czy on nadal jest wściekły na ciebie, ale... przyjedź,
Louis. Jestem pewny, że Harry teraz cię potrzebuje, mimo wszystko.
My wszyscy cię tutaj potrzebujemy.
Louis milczał przez kilka sekund,
przetwarzając informacje. Okej, to wszystko nie wyglądało dobrze,
ale bał się powiedzieć, że wygląda okropnie. Spojrzał na zegar
na desce rozdzielczej i docisnął gaz do stu dwudziestu.
-Będę za jakieś pięć minut.
Niall zapukał do drzwi łazienki,
przystawiając do nich ucho. Nie słyszał absolutnie nic, co go
bardzo zaniepokoiło; zapukał jeszcze raz.
-Harry, jesteś tam?
Cisza.
-Hazza, proszę, odezwij się...
Naprawdę się martwimy. Louisa nie ma, Zayn pali na tarasie. Jestem
tu tylko ja, chcę porozmawiać!
Nadal nic.
Irlandczyk westchnął, pukając
ponownie i naciskając klamkę. Drzwi były zamknięte od środka, a
tam panowała głucha cisza. Brak reakcji Harry'ego był niepokojący.
-Hazz, nie bądź uparty, martwimy się
o ciebie! Jeśli nie wyjdziesz, zawołam Zayna i wyważy drzwi,
obiecuję ci to- dobrze wiesz, że jestem bardzo słownym
człowiekiem!
Przez chwilę nic nie było słychać.
Blondyn miał zapukać po raz kolejny, ale nagle do jego uszu doszedł
cichy szmer, a potem szczęk zamka. Uchylił drzwi sprawdzając, czy
nie uderzy nimi przyjaciela, a potem otworzył je szczerzej.
-Boże, nareszcie! Nawet nie wiesz, jak
bar...
Niall spojrzał na przyjaciela
siedzącego pod ścianą, obok umywalki. Miał zapuchnięte oczy i
nieobecne spojrzenie, ręce mu lekko drżały, tak samo jak dolna
warga. Patrzył tępo przed siebie, co chwilę pociągając cicho
nosem. Mimo tego, że był wysoki, teraz kulił się tak bardzo, że
mógł być równie dobrze wzrostu Louisa. Koszulkę miał
przekrzywioną na prawym ramieniu, włosy roztrzepane na wszystkie
strony, a na policzkach wykwitły niezdrowe rumieńce.
-O cholera, Harry! - przyjaciel ukląkł
obok niego, nie bardzo wiedząc, co ma teraz zrobić. -Nie
wiedziałem, że aż tak bardzo ruszyła cię ta kłótnia. To była
tylko głupia sprzeczka, wybuch gniewu. Nie martw się, Hazza,
wszystko będzie...
Właśnie miał przytulać
przyjaciela, kończąc zdanie, ale ten przerwał mu, rzucając się
do muszli toaletowej. Zwymiotował, opierając się o nią. Chwilę
potem zatrzęsły mu się ramiona i dało się słyszeć stłumiony
płacz.
Niall nie wiedział, co się dzieje.
Nie tak wyglądała normalna reakcja na smutek i złość, a już na
pewno nie w przypadku tego chłopaka. Podszedł do niego powoli,
spuścił wodę w toalecie i spojrzał na niego. Następnie omiótł
spojrzeniem całą łazienkę i dopiero teraz zauważył rozsypane
tabletki na umywalce.
-Kurwa.
Szybko podszedł do zlewu, zbierając
je i wyrzucając. Potem spojrzał na w połowie puste żółte
opakowanie; etykietka mówiła, że to silne środki uspokajające.
-Co u cholery w naszym domu robi
relanium? Komu to ma być niby potrzebne?! - warknął zszokowany i
rozzłoszczony blondyn, wychodząc na korytarz. U dołu schodów stał
Zayn; najwidoczniej usłyszał Nialla. -Chodź tu, byle szybko.
Trzymaj Harry'ego i nie pozwól mu zasypiać ani mdleć. Ja zadzwonię
na pogotowie.
Louis wszedł do domu, słysząc martwą
ciszę. Nie na to się przygotowywał. Nie czuł się najlepiej, a
teraz martwił się stanem Harry'ego, na chwilę zapominając o
kłótni oraz o leżącym w szpitalu Liamie.
-Jest tu kto? - zawołał, wchodząc do
pustego salonu.
-Łazienka! - usłyszał głos Zayna.
Brzmiała w nim nuta paniki.
Niedobrze.
Chłopak czym prędzej wskoczył po
schodach na górę, mijając Nialla z telefonem przy uchu. Nic nie
mówił, a z słuchawki dobiegał głośny dźwięk wybieranego
połączenia. Blondyn zaciskał usta w bladą kreskę; wskazał
Louisowi, żeby wszedł do łazienki.
Drzwi były otwarte na oścież. Na
kafelkach przy toalecie siedział Zayn, trzymając Harry'ego na
kolanach i patrząc na niego ze zdezorientowaniem i paniką w oczach.
Chłopak był otępiały, prawie że nieprzytomny, miał wiotkie
ciało i błądził wzrokiem po suficie, nie potrafiąc go skupić.
-Jak tylko pomożesz mi odratować
swojego najlepszego kumpla, to słowo daję, Tomlinson, że cię
zabiję i poćwiartuję.
-Co mu jest? - zapytał przerażony
Louis, klękając przy tej dwójce i patrząc na twarz Harry'ego.
-Nie mam pojęcia. Niall powiedział mi
tylko, że nabrał się relanium.
-Jest naćpany – mruknął najstarszy
z nich, klepiąc delikatnie przyjaciela w policzek. -Curly, słyszysz
mnie? Curly...? Zayn, daj mi go i przynieś wodę utlenioną i
pieluchę tetrową. Leć na dół po butelkę letniej wody, powinna
stać w dolnej szafce, i przynieś sypki rumianek, jest w górnej
szafce, obok tej ze słodyczami – Mulat się nie poruszył, patrząc
na niego. -MIGIEM!
-Cholera jasna, przecież ten numer NIE
MOŻE być zajęty! - rzucił wściekle Niall, wybierając po raz
trzeci numer pogotowia. W tej chwili biegiem wyminął go Zayn,
ledwie biorąc zakręt i zbiegając po schodach. -A ty co robisz?
-Harry, woda, rumianek, zaraz!
Blondyn pokręcił głową, nic z tego
nie rozumiejąc. Po piątym sygnale zgłosił się sanitariusz.
-Boże nareszcie...
Louis ułożył Harry'ego na swoich
kolanach, lekko odchylając jego głowę do tyłu i podkładając pod
brodę szmatkę. Wziął do ręki buteleczkę z wodą utlenioną,
słysząc, jak Niall rozmawia z sanitariuszem pogotowia ratunkowego.
Wziął wdech, przytrzymał przez materiał podbródek przyjaciela i
wlał mu do nosa jedną czwartą butelki.
Chłopak otworzył szeroko oczy,
zacharczał i szybko podniósł się do toalety. Zwymiotował
dwukrotnie, krztusząc się i plując. Oddychał ciężko, a po
chwili zwrócił po raz kolejny. Wytarł usta pieluchą tetrową,
biorąc rozedrgany oddech i wypluwając ślinę do muszli. Opierał
się na niej całym ciężarem ciała, zwieszając głowę i próbując
zapanować nad odruchem wymiotnym. Kiedy zwrócił po raz kolejny,
Louis wstał i spuścił wodę; w tej samej chwili do łazienki
wbiegł Zayn z butelką wody i rumiankiem, a za nim wszedł Niall.
-Co on...?
-Już mu lepiej. Za ile będzie
pogotowie? - zapytał zmęczony Louis, pocierając ręką czoło i
odbierając od Zayna rzeczy.
-Za piętnaście do dwudziestu minut.
Kiwnął głową, podchodząc do
umywalki i biorąc metalowy kubeczek z szafki za lustrem. Wlał do
niego trochę wody i otworzył rumianek, biorąc kilka szczypt w
palce. Rozgniótł go i dosypał do wody, mieszając. Wyjął małą
plastikową miseczkę i przelał do niej gorzki płyn, przez palce
odcedzając fusy. Powtórzył tą operację jeszcze dwa razy,
napełniając w ten sposób połowę miseczki. Zayn i Niall patrzyli
na niego z ogłupiałymi minami.
Podszedł do Harry'ego i usiadł obok,
patrząc na niego. W jednej ręce trzymał miseczkę, a drugą
przyłożył do czoła przyjaciela.
-Ma wysoką gorączkę. Zayn, podaj mi
jeszcze jedną pieluchę tetrową, a jeszcze jedną zmocz. Są w
dolnej szafce pod umywalką, z tyłu.
Zayn wykonał bez słowa jego
polecenia i po chwilo podał mu obie szmatki. Louis przyłożył
jedną do czoła Harry'ego, lekko odchylając mu głowę do tyłu, a
drugą znów podłożył mu pod brodę.
-Hazz, to będzie bardzo nieprzyjemne i
twój żołądek może nie być szczególnie zadowolony, ale musisz
to wypić.
Przyjaciel spojrzał na niego
nieprzytomnie, ledwie dostrzegalnie kręcąc głową. Usta miał
delikatnie otwarte i popękane, był bardzo blady, a kropelki potu
zbierały mu się przy linii odgarniętych włosów.
-Musisz, Curly. Wiem, że nie chcesz,
ale musisz – nalegał Louis, podstawiając mu miseczkę pod usta.
Obaj siedzieli na podłodze, patrząc
na siebie- jeden z determinacją i uporem, drugi z bólem i
rezygnacją. W końcu młodszy ustąpił, uchylając jeszcze trochę
usta. Louis przechylał powoli miseczkę, pojąc przyjaciela
chłodnym, gorzkim płynem i patrząc, jak ten się krzywi i ciężko
przełyka. Kiedy powoli opróżnił całą miskę, zakrztusił się i
splunął do muszli. Louis troskliwie przytrzymywał mu chłodny
okład na czole i wytarł mu brodę oraz usta.
-Wszystko będzie dobrze, Curly –
powiedział cicho, obejmując delikatnie przyjaciela. -Zobaczysz,
wszystko będzie w porządku.
OMG zajebisty ten rozdział, serio. Aczkolwiek brakowało mi dzikiego seksu na pralce. :C
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. :3
wow! świetne
OdpowiedzUsuńŁał.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki... Łał.
Nie wiedziałam że taka drobna kłótnia tak wstrząśnie Harrym o.o A Louis zdziwił mnie, że idealnie wiedział co robić. Ale w końcu nie piszę tego jakaś pusta dajrekszonerka tylko Ty, więc jak mogłoby być inaczej.
Oby Harry wrócił do zdrowia, mam nadzieję że nie wpakujesz do szpitala każdego członka 1D XD
Dawaj następny <3
oooo tak bardzo szkoda mi Hazzy ale opowiadanie naprawdę świetne :)
OdpowiedzUsuńSkąd oni mieli pieluchy w domu?! To takie pierwsze pytanie, jakie mi się nasunęło po przeczytaniu poleceń Lou. A drugim jest, Boże, co chciał zrobić Hazza?! Mam nadzieję, że Z. skopie tyłek Lou za tą kłótnię i Haroldowi za naćpanie się tego czegoś! Powinni myśleć o przyjacielu w szpitalu, a nie w domu takie cyrki odstawiać. Dobrze, że Louis wiedział co robić. Ja bym pewnie panikowała i próbowała cucić Hazzę, nic więcej.
OdpowiedzUsuńHazz przedawkował po prostu - zdarza się. Środki na uspokojenie tylko otumaniają, wszystko będzie ok, no ale... JEZU CHCIAŁAŚ CHYBA MNIE ZABIĆ. Hazz Ty idioto, ja ci dam relanium. Louis palancie, 120 po MIEŚCIE? Chciałeś kogoś ZABIĆ? Boże, ten rozdział, Chryste, to tylko CZWARTY rozdział a ja mam w głowie takie WTF. Kurde, skomentowałabym normalnie, gdyby nie fakt, ze zachowuję się jak Styles, co chwile zwracam... i na co ja to piszę? .__. anyway: rozdział BOMBA. i będę czekać na następne. I idę pogwałcić postacie....
OdpowiedzUsuńWeny, pozdrawiam: Souris [final-souffle] :))
Świetne opowiadanie ! Aż chce się je czytać więcej i więcej ! Wiem, że to trudne ale czy mogłabyś pisać szybciej ♥ ?
OdpowiedzUsuńNie ma to jak wejść na bloga i ŁUP! 2 nowe rozdziały !
OdpowiedzUsuńNa prawdę, po przeczytaniu ostatniego rozdziału nie mogłam się doczekać dalszego rozwoju akcji. Kobieto potrafisz stworzyć OGROMNE napięcie. Muszę też powiedzieć, że ten rozdział zalicza się do lisy tych, które będę czytać kilka razy dzienne. Dlaczego? Totalnie rozczuliło mnie to jak Louis zajmował się Harrym \(^o^)/
Dobra nie rozpisuję się , muszę jeszcze przeczytać rozdział 5 (bo nie usnę w nocy). //Nezumi
P.S. Zaczynam cholernie martwić się o Hazze O.o"
Przez cały czas czytalam na jednym tchu, boże co ten idiota chciał zrobić, zresztą u nich relanium jest ogolnodostepne... Ale Hazza idioto ryczalam przez ciebie ;-; swietne, ale nie rob tego więcej!
OdpowiedzUsuń