piątek, 21 grudnia 2012

Chapter 10

   Rozdział dziesiąty, proszę bardzo!
   Mam wolne i jestem chora, więc udało mi się go dodać wcześniej. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. ;) 


~*~

    Kolejna bezsenna noc z rzędu.
   Louis przekręcał się z boku na bok, próbując już każdego możliwego sposobu na sen. Pił nawet ciepłe mleko, czego nienawidził- nic to jednak nie dało. Cały czas miał w głowie tekst piosenki Harry'ego, a ów kartkę trzymał pod poduszką, jak najcenniejszy skarb świata.
   Nie mogąc usnąć, wstał i podszedł do balkonu, otwierając go i wychodząc na zewnątrz. Wziął parę głębokich wdechów; powietrze było znacznie chłodniejsze, niż w dzień, i nie było tak duszno. Chłopak spojrzał w gwiazdy nad sobą, a potem na ich odbicie w morzu.
   Było około czwartej nad ranem, więc zaczynało się przejaśniać. O dwunastej mieli lot do Argentyny; niespodzianką było miasto, które menadżerowie dla nich wybrali. Louis dobrze wiedział, że do tego czasu i tak nie uśnie, a musiał się jeszcze spakować. Uznał więc, że teraz lepiej pomyśleć, wypić mocną kawę i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.
   Oparł się o balustradę na wyprostowanych łokciach, zamykając oczy i zwieszając głowę. Czuł się potwornie źle, ale nie fizycznie. Miał wrażenie, że jego cały świat wywraca się do góry nogami, że nic już nie ma sensu. Zupełnie, jakby tkwił w nie swojej układance, jakby nie był elementem historii, w której przypadkowo się znalazł. Czuł się tak, jakby to wszystko było bardzo dziwnym snem, bezsensownym i bardzo męczącym. Miał też wrażenie, że ciągle kręci się koło czegoś ważnego i wielkiego, ale mimo że ma to przed oczami, nie potrafi tego dostrzec.
   Otworzył oczy i pojawiły się przed nimi migające czarne plamki. Przez chwilę lekko się zatoczył, ale złapał równowagę i poszedł zrobić sobie kawy, nie fatygując się nawet z zamknięciem balkonu; i tak miał zamiar na niego wrócić.
   Przygotowując sobie kubek wiedział, że od miesiąca jego życie wygląda zupełnie inaczej, niż planował dawno, dawno temu. Jednak dopiero kilka tygodni wcześniej zdał sobie sprawę, że tak naprawdę czuje coś dużego do swojego najlepszego przyjaciela, a był w stu procentach pewny, że to nie jest „wielka więź przyjaźni”, a coś głębszego. Nie potrafił jednak zrobić NIC w kierunku polepszenia całej sytuacji, bojąc się, że postąpi źle i zniszczy życie sobie oraz swoim przyjaciołom.
Tak naprawdę nie czuł się na siłach patrzeć na Harry'ego, bo kiedy widział jego roziskrzone zielone oczy i uroczy uśmiech, dołeczki i ciemne loki, po prostu bolało go serce. Tak bardzo chciał go dotknąć, powiedzieć mu, co czuje- nie mógł tego zrobić, bo wiedział, że to zniszczy wszystko, nad czym tak długo wspólnie pracowali.
Nie mógł sobie na to pozwolić, nie mógł być takim egoistą. Nawet, jeśli miałoby to sprawić mu ból, szczęście Harry'ego było ważniejsze. Louis nigdy nie potrafił krzywdzić tych, których kochał.

   -Witaj Argentyno! - powiedział wesoło Liam, obejmując przyjaźnie Louisa i Zayna w pasie. -No, to jak? Gdzie nas wiozą?
 -Jeszcze nam nie powiedzieli. Przespałeś cały lot, dlatego nie masz pojęcia, co się działo, Lee – powiedział spokojnie Harry, pojawiając się znikąd i poprawiając jasny chlebak na ramieniu. Odgarnął sobie loki do tyłu, przeczesując ręką włosy. -Mamy czekać tutaj na resztę obstawy, bo niektórzy porozstawiani już po całym lotnisku. Sześcioro ludzi ma nas „bezpiecznie przetransportować” do tego miasta, gdzieś nad samym morzem.
 -Nieźle – gwizdnął Zayn, wyrywając się Liamowi i podchodząc do Nialla. Dyskretnie musnął wierzch jego dłoni swoją, uśmiechając się. -A tobie, jak się podoba?
 -Coraz bardziej.

   Chłopcy zostali przewiezieni do St. Clara del Mar, pięknej nadmorskiej miejscowości z pasem piaszczystych plaż. Było to naprawdę urokliwe miejsce, a wieczorami tętniło życiem- tu i tam pojawiali się imprezowicze, bary przy plaży miały spory ruch, a tu i tam widać było przechadzające się pary. Zespół miał spędzić w tym mieście dwa tygodnie, zanim polecą do Meksyku.
   Dni mijały szybko, a każdy był lepszy od drugiego. Mimo że Louis i Harry unikali się jak ognia, sytuacja w grupie przedstawiała się dosyć nieźle; Liam zaczął nawet zauważać, że Zayn i Niall dziwnie do siebie lgną. Póki co jednak, wolał zająć się sprawą Louisa i próbować mu pomóc; tamtą dwójkę można wypytać później.
   Wieczór ostatniego dnia spędzali jak chcieli. Liam postanowił pójść na spacer, oczywiście z idącym kilkanaście metrów za nim ochroniarzem. Zayn i Niall wybrali małą imprezkę i bar, a Louis i Harry wybrali się na plażę. Pierwszy raz od dłuższego czasu zostali ze sobą we dwoje- i to z własnej, nieprzymuszonej woli.
   Dochodziła osiemnasta, więc słońce powoli kierowało się ku linii horyzontu. Woda była ciepła i spokojna, na samej plaży nie było praktycznie nikogo. Piasek był chłodny, ale dwójce przyjaciół zupełnie to nie przeszkadzało; usiedli pod linią niskich drzew, chcąc pozostać niezauważonymi.
   Harry patrzył na profil Louisa, który wpatrywał się w zachodzące słońce. Pomarańczowa tarcza rzucała złociste refleksy na wodę, a starszy chłopak wydawał się zachwycony tym obrazem.
 -Lou...? - zagadnął nieśmiało Harry, znów odgarniając włosy do tyłu. Przyjaciel spojrzał na niego błyskawicznie, o mało nie skręcając sobie karku. -Mogę cię o coś zapytać?
 -Oczywiście – odparł spokojnie chłopak, uśmiechając się nerwowo.
 -Ja... Przeszkadza mi ta cała sytuacja między nami. Nie chcę, żeby to tak wyglądało. Nie potrafię się bez ciebie obejść, jakbym nie miał ręki – rzucił prosto Harry, patrząc na swoje dłonie. Louisowi wydawało się, że zadrżała mu dolna warga. -Po prostu... nie wiem, co się stało z naszą przyjaźnią. Ale chcę, żeby to wszystko wróciło. Nie umiem bez tego normalnie funkcjonować.
   Harry spojrzał na towarzysza, a w oczach malował mu się ból i ogromny smutek. Nieświadomie przysunął się odrobinę bliżej, zagryzając od środka policzek. Po chwili odwrócił wzrok, patrząc w całkiem przeciwną stronę.
 -Mi też tego brakuje, Curly – powiedział cicho Louis, kładąc przyjacielowi brodę na ramieniu. -Przepraszam, mogłem coś z tym zrobić, a nawet powinienem.
   Młodszy chłopak odwrócił głowę w jego stronę. Kiedy spostrzegł, że ich usta dzielą może trzy cale, wziął płytki wdech i spojrzał w oczy Louisowi.
   Oboje chcieli pocałować siebie nawzajem, ale każdy się wahał. A co, jeśli ten drugi go odepchnie? Co wtedy? Co się stanie, jeśli to zniszczy ich przyjaźń, którą właśnie próbują odbudować? Czy warto tak ryzykować?
   To Louis odsunął się pierwszy, wstając i otrzepując się z piasku. Wyciągnął rękę do Harry'ego i pomógł mu wstać. Tylko czubek płomiennej tarczy unosił się leniwie nad prawie nieruchomą taflą wody.
 -Chodźmy do hotelu, powinniśmy się spakować – powiedział starszy z nich, ruszając przodem. -Jutro wyjazd.

   Meksyk był gorący i przeraźliwie pełen ludzi. Ochrona zabrała ich spod samego samolotu i odwiozła pod drzwi pokoju każdego z osobna; mieli być pilnowali praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, głównie ze względu wielu ludzi w mieście i możliwości narażenia na coś nieprzyjemnego. Mieli odpoczywać, a nie zajmować się fanami.
   W tym miejscu mieli spędzić sześć dni, a następnie musieli wrócić do Londynu, gdzie mieli półtora tygodnia dla siebie i mogli jeździć po całym kraju, łącznie z odwiedzinami rodziny. Teraz jednak byli w Meksyku, mając zamiar wypocząć i zrelaksować się przed rychłym wejściem do studia.
   Czwartego dnia pobytu, Harry i Louis w ramach dalszej akcji „Odbudować Przyjaźń” wybrali się razem na plażę. Było koło siedemnastej, nie było więc zbyt wielu ludzi, ale piasek i woda były wystarczająco ciepłe, żeby móc posiedzieć na brzegu przez godzinę, może trochę dłużej. Tak więc, żartując i śmiejąc się, usiedli na plaży i zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym.
 -Wiesz, Boo... - powiedział Harry, nadal uśmiechając się pod nosem. -Czasem przypomina mi się nasza ogromna kłótnia, po której się tak idiotycznie zachowałem. Chyba będę cię za to przepraszać do końca życia.
 -Curly... Po co do tego wracasz? - Louis nie miał najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Nie teraz, nie w najbliższym czasie.
 -Nie wiem. Sądziłem, że może zainteresuje cię to, jak twój przyjaciel się ma z tym wszystkim, jak się do tego odnosi – młodszy wzruszył ramionami, przybierając ironiczny wyraz twarzy. -Myliłem się?
 -Nie, Hazz, oczywiście, że nie. Ja tylko... Wiesz, sądziłem, że moglibyśmy najpierw postawić naszą przyjaźń na nogi, a potem zająć się całą resztą.
   W ułamku sekundy zorientował się, że popełnił błąd. Jego towarzysz się wyprostował i zacisnął szczęki, patrząc na niego zupełnie tak, jakby dostał solidny policzek. Po chwili bez słowa się zebrał i ruszył ku hotelowi.
 -Jezu... - jęknął bezsilnie Louis, wiedząc, że krzyki za przyjacielem nic nie pomogą. Znał Harry'ego, wiedział, że się nie zatrzyma. -Brawo, Tomlinson. Zawsze musisz coś spieprzyć, i to koncertowo.

   Zanim Louis zdążył w ogóle wrócić do hotelu, Harry był już spakowany w swój chlebak i zostawił liścik do chłopaków na łóżku. Ze łzami w oczach próbował zwalczyć chęć pójścia do przyjaciela i przeproszenia go za swoje zachowanie, ale jednocześnie nadal czuł się urażony jego słowami, a duma nie pozwalała mu przyjąć winy na siebie. Tak więc, w ciągu kilku sekund podjął decyzję o ukradkowym, nieplanowanym wyjeździe.
Dokądkolwiek, byle jak najdalej od Louisa. Musiał odpocząć od wszystkiego- szczególnie od tego, że zranił go chłopak, którego kocha.

   -Jak to: nie ma go? WYPAROWAŁ?! - Zayn chwycił zakłopotanego ochroniarza za przód czarnej koszulki, ale Niall ich rozdzielił. -Czy ty w ogóle wiesz, po jaką cholerę tu jesteś? WIESZ?!
 -Zayney, spokojnie...
 -NIE USPOKAJAJ MNIE! - ryknął Mulat, uderzając otwartą dłonią w ścianę. -Ten idiota przepuścił Harry'ego przed swoim nosem, a on teraz może się znajdować gdziekolwiek bądź na calutkim świecie, bo napisał, że WYLATUJE! Chyba nie jest takim kretynem, żeby wrócić do Londynu albo do rodziny, nie uważasz?
 -Zayn, naprawdę, uspokój się – powiedział ze stoickim opanowaniem Liam, po raz kolejny czytając liścik. -Ralph, zawiadom ludzi wyższego rzędu o tym zdarzeniu i niech zatelefonują do każdego, kto miał jakikolwiek kontakt z Harrym przez ostatnie półtora miesiąca. Teraz! - ponaglił ochroniarza, patrząc na niego twardo. Przeniósł wzrok na Zayna. -Masz rację, Zayn. Nie wrócił do Anglii, nie ma na to szans. Problem w tym, że świat jest wielki, a on ma wyłączoną komórkę.

   Plaża wyglądała identycznie jak wtedy, kiedy Harry opuszczał ją z Louisem, zaledwie tydzień wcześniej. Tyle, że tym razem była trzecia w nocy, dookoła panowała prawie martwa cisza, a miejsce obok niego na brzegu było puste.
   Wpatrywał się w wodę i księżyc, który wydawał się przeglądać w prawie gładkiej tafli. W głowie miał jeden wielki mętlik, brnął od samego początku przez wspomnienia dni ogromnego galimatiasu po zdarzeniu na kanapie, wtedy, w salonie. Serce go bolało, czuł, że coś rozrywa go na kawałki. Nie umiał radzić sobie z tym wszystkim, nie potrafił przestać kochać.
   Był w St. Clara del Mar od dwóch dni, a nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby szukać go tutaj. Zapewniało mu to tymczasowe ukrycie, oderwanie od tego wszystkiego- tak przynajmniej sobie wmawiał, odnawiając w pamięci uśmiech Louisa i jego cudowne, radosne oczy.
   Postanowił włączyć komórkę, tknięty nagłym impulsem. Przecież zawsze mógł ją ponownie wyłączyć, kiedy zaczną przychodzić esemesy i połączenia. Wyjął aparat z kieszeni i uruchomił go, starając się na chwilę odsunąć myśli o Louisie i tym wszystkim, czego nie potrafił nawet zrozumieć. Ale kto potrafi zrozumieć miłość?
   Kiedy tylko ekran się rozświetlił, zobaczył przychodzące połączenie. I to od samego Louisa. Odebrał odruchowo, nie zastanawiając się nad tym, co robi.
 -O, mój Boże drogi, odebrałeś! - głos w słuchawce był pełen ulgi, ulgi w skrajnej rozpaczy. -Gdzie ty się podziewasz?
 -W bezpiecznej odległości od siebie – odparł sucho Harry, znów zapatrując się w wodę. -Po prostu... daleko. I to już nie twój biznes, gdzie.
 -Curly... proszę. Proszę, posłuchaj mnie – Louis widocznie uznał milczenie za zgodę, bo kontynuował. -Wiem, że zachowałem się okropnie, ale to nie miało tak zabrzmieć, okej? To nie tak, że mnie nie obchodzisz, albo że nie dbam o ciebie i o to, co się z tobą dzieje. Jest wręcz przeciwnie, wiesz?
 -Tak? - zapytał z ironią Harry.
 -Tak, Curly. Opiekowałem się tobą, kiedy byłeś chory i pędziłem jak wariat, kiedy Niall powiedział, że zamknąłeś się w łazience. Zawsze byłem blisko, bo wiedziałem, że mnie potrzebujesz, bo ja tak samo bardzo potrzebuję ciebie. Martwię się o ciebie każdej sekundy, kiedy nie wiem, gdzie jesteś. I dziwi mnie to, że nie zauważyłeś, dlaczego tak naprawdę to wszystko robię.
 -To może mnie oświeć? - rzucił od niechcenia młodszy chłopak, patrząc, jak drobna fala obmywa mu stopy. -Sam nie zgadnę.
 -Harry... - Louis na chwilę zawiesił głos; jego rozmówca mógłby przysiąc, że słyszy drżenie oddechu przyjaciela. -Harry, to nigdy nie było tak, że byłem przeciwko tobie. Od dłuższego czasu ochraniam cię przed sobą nie dlatego, że cię nie chcę, że jesteś nieważny, tylko dlatego, że... że...
 -Że co?
 -Że cię kocham.
   Świat się zatrzymał. Powietrze w płucach Harry'ego zgęstniało, nawet najdrobniejsze dźwięki z otoczenia zamarły. Oczy chłopaka rozszerzyły się ze zdziwienia, szoku, niedowierzania i strachu. To żart? Prawda? Czy to w ogóle możliwe?
 -Harry...?
 -Jestem – potaknął chrapliwie chłopak, zdając sobie sprawę, że jego głos brzmi okropnie. -Louis, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to od ciebie usłyszę w tym kontekście, w jakim teraz to ująłeś. Powinieneś zastanowić się przed wypowiadaniem takich słów.
   Harry przerwał połączenie, zanim ten drugi zdążył cokolwiek powiedzieć. Od razu wyłączył komórkę, dopiero teraz dostrzegając, że słońce nad nim wschodzi, oświetla jasno wodę i wkrada się na plażę. Schował telefon do kieszeni, czując się pusty w środku.
Louis nie mógł go kochać.
To by zniszczyło wszystkie mury, które Harry zdążył wokół siebie zbudować.
To przecież nie miało racji bytu.
   Łzy popłynęły cicho po jego policzkach, lśniąc w promieniach wschodzącego słońca. Mimo poranka, ptaki były cicho, jakby chciały uszanować to, co teraz może czuć zrozpaczony chłopak na brzegu ich plaży.
   Harry miał rację, zawsze powtarzając, że nie potrafi przestać kochać. Teraz wiedział to na pewno.


6 komentarzy:

  1. Pls niech oni już będą razem D:
    Rozdział świetny, jak zawsze z resztą. + Czekam na seks na pralce (nie, nie odpuszczę Ci tego) XD

    OdpowiedzUsuń
  2. POWIEDZIAŁ MU, POWIEDZIAŁ MU, POWIEDZIAAAAAAŁ!
    A Harry wszystko zjebał, mógł chociaż coś więcej powiedzieć, w ogóle go nie rozumiem, zostawił tak Lou na pastwę myśli.
    Komentarz jest ogólnie bez ładu i składu bo się śpieszę a chciałam Ci coś naskrobać.
    Jeszcze tylko powiem że kocham Zyana w tym rozdziale, taki bed boj na 110%.

    OdpowiedzUsuń
  3. WSPANIAŁY!!! Gratuluję ogromnego talentu <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre! <3 CZEKAM NA WIĘCEJ, CO NIE.

    OdpowiedzUsuń
  5. JSIUEFHNKZISUWHRSNISFUYEHFBSIUFG jak mogłaś. W takim momencie?! Czekam na następny rozdział! i to jak najszybciej! Przeczytałam całe jednym tchem.

    Takiego czegoś dzisiaj potrzebowałam. Dziękuję. ;) - `Whiskas

    OdpowiedzUsuń
  6. kij z tym że jest 2o min po północy. przeczytałam całe opowiadanie i uważam, że jest świetne! nie mogę doczekać się kolejnego chaptera, mam nadzieje, że w niedalekiej przyszłości.:) -Dżeej

    OdpowiedzUsuń