wtorek, 18 grudnia 2012

Chapter 12


   Z dedykacją dla Sandry. 

~*~

  Louis przyjechał pod swój dom, parkując samochód w garażu. Był zmęczony i zrezygnowany; kolejna rzecz w życiu mu nie wyszła.
Idąc do drzwi, wyciągnął klucze z kieszeni, ale prawie natychmiast wypadły mu z rąk.
 -Co ty tu robisz? - zapytał szeptem, patrząc szeroko otwartymi oczami na siedzącego pod jego drzwiami Harry'ego.
 -Czekam na ciebie – odparł łagodnie chłopak, wstając i podchodząc do niego.
   Zanim starszy z nich zdążył zareagować, drugi objął go i przytulił mocno, niemalże łamiąc mu żebra.
 -Boo, jestem kretynem – powiedział cicho Harry, puszczając przyjaciela i patrząc mu prosto w oczy. -Tak cholernie bardzo cię przepraszam. Pozwól mi na jedną rozmowę, proszę.
   Przez chwilę Louis stał bez ruchu, patrząc na towarzysza. Potem podniósł z ziemi klucze i ruszył do wejścia, mówiąc tylko:
 -Mam twoją ulubioną herbatę.

   Przyjaciele siedzieli przy białym stole w kuchni, naprzeciwko siebie, trzymając w dłoniach kubki. Louis czuł się z tym dziwnie, ale nie potrafił przerwać ciszy.
 -Boo, ja... - zaczął Harry, podnosząc wzrok na towarzysza. -Ja zrobiłem coś potwornie głupiego.
 -Za którym razem?
Obaj parsknęli krótkim śmiechem.
 -Za każdym, gdy cię raniłem – wyznał szczerze piosenkarz. -Ale szczególnie, kiedy rozmawialiśmy przez telefon po mojej... ucieczce.
   Louisowi serce zabiło szybciej. Czy faktycznie to zdanie na odwrocie kartki z tekstem mogło znaczyć tak wiele, mogło być odpowiedzią? Czy sama piosenka też miała być o nim? Co Harry zamierzał mu powiedzieć?
 -Boo, to jest skomplikowane, ale proszę, postaraj się mnie zrozumieć. Okej?
Zapytany kiwnął głową.
 -Więc... - Harry wziął głęboki wdech. -To było tak, że mówiąc tamte słowa, chciałem cię do siebie zrazić, żeby potem nie narażać cię na coś nieprzyjemnego. Chciałem... cię przed sobą ochronić, pokazać ci, że nie jestem wart tego wszystkiego, co możesz przeze mnie stracić- a tak w istocie jest. - chłopak zwiesił głowę, obracając kubek w dłoniach. -Byłem... To było najgłupsze i najbardziej nieprzemyślane posunięcie w całym moim życiu. Bo widzisz, Boo... Jest całkiem odwrotnie. Kiedy powiedziałeś mi, że mnie... kochasz, ja... Ja spanikowałem. Głównie dlatego, że... - Harry podniósł wzrok i spojrzał Louisowi głęboko w oczy. -Głównie dlatego, że czuję to samo.

   Zayn pchnął Nialla na najbliższą ścianę, łącząc ich usta. Liama nie było w domu, Harry'ego i Louisa również, więc mogli oszczędzić sobie bycia dyskretnymi i zająć się sobą nawzajem tak, jak tylko chcieli.
 -Chodź na górę – jęknął Niall, przyciągając chłopaka jak najbliżej siebie. -Przed powrotem któregokolwiek z nich mamy minimum czterdzieści minut, zakładając, że nikt nie jest bliżej niż trzy dzielnice stąd.
 -Sugerujesz coś? - wymruczał Zayn, całując blondyna po linii szczęki.
 -Bardzo wyraźnie, tak mi się wydaje – sapnął ten drugi, odchylając głowę w tył.
   Zayn zaśmiał się cicho, owiewając szyję Irlandczyka swoim oddechem, na co ten lekko zadrżał. Mulat rozłożył jego ramiona na ścianie, zginając je w łokciach i łącząc ich palce. Pocałował go długo i wręcz agresywnie, miażdżąc blondynowi usta, a po chwili pociągnął go na górę, nie przestając się uśmiechać.

   -Ty... chcesz mi powiedzieć...
   Louis brał płytkie wdechy, czując, że jego serce obija mu się od łopatki do żeber. Był pewien, że to jest niemożliwe, szczególnie po tym wszystkim. A teraz Harry siedzi pod jego domem, prosi go o rozmowę i mówi mu...
 -Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i dlatego zachowałem się jak ostatni idiota. Chciałem, żebyś po prostu to wiedział, Boo – powiedział cicho Harry, uśmiechając się do niego smutno. -Wiem, że to całkiem bez sensu, i że to wszystko w ogóle nie trzyma się kupy, ale... taki po prostu już jestem. Wszystko robię na opak. Nie wiem, co zamierzasz zrobić z tą wiadomością, ale niczego nie oczekuję.
   Chłopak wstał od stołu, mając zamiar wyjść z domu przyjaciela i pojechać do ich wspólnego mieszkania. Zanim zdążył się odwrócić, Louis trzymał go za nadgarstek i patrzył na niego, a w niebieskich oczach widać było bezbrzeżne szczęście graniczące z częściowym smutkiem.
 -Harry, nie idź. Proszę, nie idź, nie teraz. Nie możesz mnie znowu zostawić, to by było nie fair.
 -J-jeśli chcesz... - zająknął się nieco zdezorientowany piosenkarz, ponownie siadając i patrząc na przyjaciela.
 -Curly... Trudno mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. W ciągu kilku tygodni zdążyliśmy całą piątką kilkakrotnie przeżyć piekło, zdążyłem już nawet wycofać się z zespołu, życie zaczęło mi uciekać między palcami, a teraz przychodzisz do mnie i otwarcie mi mówisz, co czujesz. Czemu nie zrobiłeś tego wcześniej? - głos starszego z nich wydawał się być przepełniony bólem, może nawet goryczą i żalem. W każdym razie, Harry odczuł wyraźnie, że to wszystko to jego wina, chociaż może ten drugi tak wcale nie myślał.
 -Bałem się. O ciebie, o siebie. Chciałem chronić ciebie i chłopaków przed złą opinią publiczną. Sądziłem... że będzie lepiej, kiedy nigdy nie będziemy razem. Że uczucie osłabnie i... - Harry wzruszył ramionami. -Po prostu, że to wszystko minie i będzie w porządku.
 -Jesteś kretynem – oznajmił Louis, uśmiechając się delikatnie i przechylając głowę. -To jest chyba jeden z powodów, przez które się w tobie zakochałem, nie sądzisz?
 -Uroczy idiotyzm?
 -Coś w tym guście – zaśmiali się oboje, patrząc na siebie ciepło.
   Przez chwilę oboje milczeli, po prostu na siebie patrząc i nieświadomie splatając ze sobą palce prawych dłoni. Żaden z nich nie potrafił doszukać się odpowiednich słów, bo żaden nie był pewien, co powinni teraz zrobić; obaj czuli wyłącznie wzajemną miłość i to, że w tej chwili nic innego się nie liczy.
Nagle Harry'emu do głowy wpadły słowa, które chciał powiedzieć Louisowi jeszcze w Grecji. Słowa, które spisał i wyrzucił, chcąc zapomnieć.
 -Może byłoby lepiej – zaczął nucić, łapiąc spojrzenie Louisa – gdybym potrafił kochać otwarcie; i może byłoby lepiej, gdybym mógł mógł zacząć od samego początku...
 -...ale czy wtedy umiałbym powiedzieć, czy umiałbym zrozumieć, ile znaczy dla mnie twój śmiech; czy potrafiłbym pamiętać ułożenie twoich włosów albo to, w jaki sposób patrzysz na mnie rano. I czy potrafiłbym zapomnieć wyraz twoich oczu, kiedy znowu cię zawiodłem; wiem, że nie umiałbym zapomnieć łez w twoich oczach, odchodząc z jasnym świtem.
 -Skąd to znasz? - spytał Harry, będąc w głębokim szoku; zapisał ten tekst tylko jeden raz, a przecież wymyślił go sam.
 -Znalazłem przy basenie kartkę, która okazała się być twoja. Z tekstem piosenki – odparł spokojnie Louis, pamiętając, że czytał te zdania kilkanaście razy dziennie. Znał na pamięć każdy przecinek. -Między innymi, dzięki temu dzisiaj tutaj siedzimy. Zdanie na odwrocie strony...
 -To słowa Zayna – wpadł mu w zdanie Harry, rumieniąc się lekko. -Boże, naprawdę to czytałeś?
 -Nawet teraz mam tą kartkę w kieszeni – przyznał rozmówca, unosząc zabawnie brew. -Mówię ci, to będzie nasz kolejny hit.
 -To już jest NASZ hit, w drugiej kolejności to będzie hit naszego zespołu – poprawił go chłopak, uśmiechając się. -Znasz ją na pamięć?
 -Oczywiście.
 -Wiesz, że jest o tobie?
 -Teraz już jestem tego pewny. Ale nie wpadłbym na to, przecież na tyle osób mówisz „Boo”...
 -Zawsze musisz być wredny?
 -To z miłości.

   -Zayney, wolniej – powiedział cicho Niall, patrząc w oczy swojemu chłopakowi. Ten wziął kolejny rozedrgany oddech i zwolnił tempo, delikatnie całując blondyna w usta.
   To nie była z pewnością najwygodniejsza pozycja, ale Niall nie mógł powstrzymać pragnienia patrzenia Zaynowi prosto w oczy przez cały czas. To był jego pierwszy raz- zarówno z Zaynem, jak i w ogólnym znaczeniu- więc chciał, żeby wszystko było spokojne i żeby mógł to wspominać jako coś niezaprzeczalnie cudownego.
   Czuł się dziwnie, kiedy wylądował na swoim łóżku z Zaynem. Nie był pewny zupełnie niczego; nie wiedział nawet, jak się zachować. Zayn to zauważył, więc to on przejął inicjatywę. Był niezmiernie delikatny we wszystkim, co robił- od pocałunków, przez rozpinanie Niallowi spodni, aż po sam seks. Irlandczyk nie mógłby zarzucić mu kompletnie nic; miał wrażenie, że jest idealnie.
   Chyba oboje się tego bali. Żaden z nich nigdy wcześniej nie był z chłopakiem, nie mówiąc już o sprawach łóżkowych. Ale wiedzieli, że prędzej czy później będą na to gotowi i będą tego chcieli. I że będą musieli nauczyć się czuć siebie nawzajem, żeby nie zrobić sobie krzywdy ani nie zadać bólu drugiemu.
To było trudne. Samo bycie z chłopakiem było trudne, szczególnie przy ich obecnym poziomie sławy. Trudno było zachować się „normalnie” w tłumie, zablokować naturalne zachowanie, pokazujące uczucia. Ale tutaj, w tej chwili, kiedy oboje byli tak blisko siebie, jak nigdy wcześniej, mogli pokazać każdy, najmniejszy szczegół swojej miłości.
   Dla Nialla seks był czymś więcej, niż przygodą czy przyjemnością. Traktował to bardzo poważnie, tak samo jak samo pojęcie partnerstwa z kimkolwiek. Dla niego miłość w jakiejkolwiek postaci, emocjonalnej, psychicznej czy fizycznej była czymś wielkim, czymś, z czym nie można się bawić, z czego nie można żartować.
Nigdy natomiast nie wyobrażał sobie, że patrząc w ciemne oczy Zayna będzie mógł powiedzieć mu, jak bardzo go kocha, jednocześnie czując to każdą komórką swojego ciała.

2 komentarze:

  1. Warto było czekać. Za każdym razem kończysz w takim momencie, że zżera mnie ciekawość, co będzie dalej, czy będzie równie ciekawe. jak dotąd jeszcze się nie zawiodłam. wymyślasz fajne wątki i opisujesz je w sposób.. interesujący. odmienny, od tych, które dotąd czytałam. chciałabym przytoczyć kilka tekstów, którymi mnie zastrzeliłaś w tym rozdziale, ale sławetny bieber skutecznie mnie do tego zniechęca, a niestety obawiam się jestem zbyt leniwa na ręczne przepisywanie. dzięki Ci za to opowiadanie ~DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten rozdział. Nareszcie doczekałam się poprawy stosunków między Larrym i cholernie się z tego cieszę.
    A Ziall moment... Genialne. Tak delikatnie i subtelnie to opisałaś. <3
    Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, a szczególnie pralki, o czym chyba już milion razy mówiłam, nie?
    Pisz szybko, kocie. :D

    OdpowiedzUsuń