Z dedykacją dla Sandry.
~*~
Louis przyjechał pod swój dom, parkując samochód w garażu. Był
zmęczony i zrezygnowany; kolejna rzecz w życiu mu nie wyszła.
Idąc do drzwi, wyciągnął klucze z kieszeni, ale prawie
natychmiast wypadły mu z rąk.
-Co ty tu robisz? - zapytał szeptem, patrząc szeroko otwartymi
oczami na siedzącego pod jego drzwiami Harry'ego.
-Czekam na ciebie – odparł łagodnie chłopak, wstając i
podchodząc do niego.
Zanim starszy z nich zdążył zareagować, drugi objął go i
przytulił mocno, niemalże łamiąc mu żebra.
-Boo, jestem kretynem – powiedział cicho Harry, puszczając
przyjaciela i patrząc mu prosto w oczy. -Tak cholernie bardzo cię
przepraszam. Pozwól mi na jedną rozmowę, proszę.
Przez chwilę Louis stał bez ruchu, patrząc na towarzysza. Potem
podniósł z ziemi klucze i ruszył do wejścia, mówiąc tylko:
-Mam twoją ulubioną herbatę.
Przyjaciele siedzieli przy białym stole w kuchni, naprzeciwko
siebie, trzymając w dłoniach kubki. Louis czuł się z tym dziwnie,
ale nie potrafił przerwać ciszy.
-Boo, ja... - zaczął Harry, podnosząc wzrok na towarzysza. -Ja
zrobiłem coś potwornie głupiego.
-Za którym razem?
Obaj parsknęli krótkim śmiechem.
-Za każdym, gdy cię raniłem – wyznał szczerze piosenkarz. -Ale
szczególnie, kiedy rozmawialiśmy przez telefon po mojej...
ucieczce.
Louisowi serce zabiło szybciej. Czy faktycznie to zdanie na
odwrocie kartki z tekstem mogło znaczyć tak wiele, mogło być
odpowiedzią? Czy sama piosenka też miała być o nim? Co Harry
zamierzał mu powiedzieć?
-Boo, to jest skomplikowane, ale proszę, postaraj się mnie
zrozumieć. Okej?
Zapytany kiwnął głową.
-Więc... - Harry wziął głęboki wdech. -To było tak, że mówiąc
tamte słowa, chciałem cię do siebie zrazić, żeby potem nie
narażać cię na coś nieprzyjemnego. Chciałem... cię przed sobą
ochronić, pokazać ci, że nie jestem wart tego wszystkiego, co
możesz przeze mnie stracić- a tak w istocie jest. - chłopak
zwiesił głowę, obracając kubek w dłoniach. -Byłem... To było
najgłupsze i najbardziej nieprzemyślane posunięcie w całym moim
życiu. Bo widzisz, Boo... Jest całkiem odwrotnie. Kiedy
powiedziałeś mi, że mnie... kochasz, ja... Ja spanikowałem.
Głównie dlatego, że... - Harry podniósł wzrok i spojrzał
Louisowi głęboko w oczy. -Głównie dlatego, że czuję to samo.
Zayn pchnął Nialla na najbliższą ścianę, łącząc ich usta.
Liama nie było w domu, Harry'ego i Louisa również, więc mogli
oszczędzić sobie bycia dyskretnymi i zająć się sobą nawzajem
tak, jak tylko chcieli.
-Chodź na górę – jęknął Niall, przyciągając chłopaka jak
najbliżej siebie. -Przed powrotem któregokolwiek z nich mamy
minimum czterdzieści minut, zakładając, że nikt nie jest bliżej
niż trzy dzielnice stąd.
-Sugerujesz coś? - wymruczał Zayn, całując blondyna po linii
szczęki.
-Bardzo wyraźnie, tak mi się wydaje – sapnął ten drugi,
odchylając głowę w tył.
Zayn zaśmiał się cicho, owiewając szyję Irlandczyka swoim
oddechem, na co ten lekko zadrżał. Mulat rozłożył jego ramiona
na ścianie, zginając je w łokciach i łącząc ich palce.
Pocałował go długo i wręcz agresywnie, miażdżąc blondynowi
usta, a po chwili pociągnął go na górę, nie przestając się
uśmiechać.
-Ty... chcesz mi powiedzieć...
Louis brał płytkie wdechy, czując, że jego serce obija mu się
od łopatki do żeber. Był pewien, że to jest niemożliwe,
szczególnie po tym wszystkim. A teraz Harry siedzi pod jego domem,
prosi go o rozmowę i mówi mu...
-Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i dlatego zachowałem się jak
ostatni idiota. Chciałem, żebyś po prostu to wiedział, Boo –
powiedział cicho Harry, uśmiechając się do niego smutno. -Wiem,
że to całkiem bez sensu, i że to wszystko w ogóle nie trzyma się
kupy, ale... taki po prostu już jestem. Wszystko robię na opak. Nie
wiem, co zamierzasz zrobić z tą wiadomością, ale niczego nie
oczekuję.
Chłopak wstał od stołu, mając zamiar wyjść z domu przyjaciela
i pojechać do ich wspólnego mieszkania. Zanim zdążył się
odwrócić, Louis trzymał go za nadgarstek i patrzył na niego, a w
niebieskich oczach widać było bezbrzeżne szczęście graniczące z
częściowym smutkiem.
-Harry, nie idź. Proszę, nie idź, nie teraz. Nie możesz mnie
znowu zostawić, to by było nie fair.
-J-jeśli chcesz... - zająknął się nieco zdezorientowany
piosenkarz, ponownie siadając i patrząc na przyjaciela.
-Curly... Trudno mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
W ciągu kilku tygodni zdążyliśmy całą piątką kilkakrotnie
przeżyć piekło, zdążyłem już nawet wycofać się z zespołu,
życie zaczęło mi uciekać między palcami, a teraz przychodzisz do
mnie i otwarcie mi mówisz, co czujesz. Czemu nie zrobiłeś tego
wcześniej? - głos starszego z nich wydawał się być przepełniony
bólem, może nawet goryczą i żalem. W każdym razie, Harry odczuł
wyraźnie, że to wszystko to jego wina, chociaż może ten drugi tak
wcale nie myślał.
-Bałem się. O ciebie, o siebie. Chciałem chronić ciebie i
chłopaków przed złą opinią publiczną. Sądziłem... że będzie
lepiej, kiedy nigdy nie będziemy razem. Że uczucie osłabnie i... -
Harry wzruszył ramionami. -Po prostu, że to wszystko minie i będzie
w porządku.
-Jesteś kretynem – oznajmił Louis, uśmiechając się delikatnie
i przechylając głowę. -To jest chyba jeden z powodów, przez które
się w tobie zakochałem, nie sądzisz?
-Uroczy idiotyzm?
-Coś w tym guście – zaśmiali się oboje, patrząc na siebie
ciepło.
Przez chwilę oboje milczeli, po prostu na siebie patrząc i
nieświadomie splatając ze sobą palce prawych dłoni. Żaden z nich
nie potrafił doszukać się odpowiednich słów, bo żaden nie był
pewien, co powinni teraz zrobić; obaj czuli wyłącznie wzajemną
miłość i to, że w tej chwili nic innego się nie liczy.
Nagle Harry'emu do głowy wpadły słowa, które chciał powiedzieć
Louisowi jeszcze w Grecji. Słowa, które spisał i wyrzucił, chcąc
zapomnieć.
-Może byłoby lepiej – zaczął nucić, łapiąc spojrzenie
Louisa – gdybym potrafił kochać otwarcie; i może byłoby
lepiej, gdybym mógł mógł zacząć od samego początku...
-...ale czy wtedy umiałbym powiedzieć, czy umiałbym zrozumieć,
ile znaczy dla mnie twój śmiech; czy potrafiłbym pamiętać
ułożenie twoich włosów albo to, w jaki sposób patrzysz na mnie
rano. I czy potrafiłbym zapomnieć wyraz twoich oczu, kiedy znowu
cię zawiodłem; wiem, że nie umiałbym zapomnieć łez w twoich
oczach, odchodząc z jasnym świtem.
-Skąd to znasz? - spytał Harry, będąc w głębokim szoku; zapisał
ten tekst tylko jeden raz, a przecież wymyślił go sam.
-Znalazłem przy basenie kartkę, która okazała się być twoja. Z
tekstem piosenki – odparł spokojnie Louis, pamiętając, że
czytał te zdania kilkanaście razy dziennie. Znał na pamięć każdy
przecinek. -Między innymi, dzięki temu dzisiaj tutaj siedzimy.
Zdanie na odwrocie strony...
-To słowa Zayna – wpadł mu w zdanie Harry, rumieniąc się lekko.
-Boże, naprawdę to czytałeś?
-Nawet teraz mam tą kartkę w kieszeni – przyznał rozmówca,
unosząc zabawnie brew. -Mówię ci, to będzie nasz kolejny hit.
-To już jest NASZ hit, w drugiej kolejności to będzie hit naszego
zespołu – poprawił go chłopak, uśmiechając się. -Znasz ją na
pamięć?
-Oczywiście.
-Wiesz, że jest o tobie?
-Teraz już jestem tego pewny. Ale nie wpadłbym na to, przecież na
tyle osób mówisz „Boo”...
-Zawsze musisz być wredny?
-To z miłości.
-Zayney, wolniej – powiedział cicho Niall, patrząc w oczy
swojemu chłopakowi. Ten wziął kolejny rozedrgany oddech i zwolnił
tempo, delikatnie całując blondyna w usta.
To nie była z pewnością najwygodniejsza pozycja, ale Niall nie
mógł powstrzymać pragnienia patrzenia Zaynowi prosto w oczy przez
cały czas. To był jego pierwszy raz- zarówno z Zaynem, jak i w
ogólnym znaczeniu- więc chciał, żeby wszystko było spokojne i
żeby mógł to wspominać jako coś niezaprzeczalnie cudownego.
Czuł się dziwnie, kiedy wylądował na swoim łóżku z Zaynem.
Nie był pewny zupełnie niczego; nie wiedział nawet, jak się
zachować. Zayn to zauważył, więc to on przejął inicjatywę. Był
niezmiernie delikatny we wszystkim, co robił- od pocałunków, przez
rozpinanie Niallowi spodni, aż po sam seks. Irlandczyk nie mógłby
zarzucić mu kompletnie nic; miał wrażenie, że jest idealnie.
Chyba oboje się tego bali. Żaden z nich nigdy wcześniej nie był
z chłopakiem, nie mówiąc już o sprawach łóżkowych. Ale
wiedzieli, że prędzej czy później będą na to gotowi i będą
tego chcieli. I że będą musieli nauczyć się czuć siebie
nawzajem, żeby nie zrobić sobie krzywdy ani nie zadać bólu
drugiemu.
To było trudne. Samo bycie z chłopakiem było trudne, szczególnie
przy ich obecnym poziomie sławy. Trudno było zachować się
„normalnie” w tłumie, zablokować naturalne zachowanie,
pokazujące uczucia. Ale tutaj, w tej chwili, kiedy oboje byli tak
blisko siebie, jak nigdy wcześniej, mogli pokazać każdy,
najmniejszy szczegół swojej miłości.
Dla Nialla seks był czymś więcej, niż przygodą czy
przyjemnością. Traktował to bardzo poważnie, tak samo jak samo
pojęcie partnerstwa z kimkolwiek. Dla niego miłość w
jakiejkolwiek postaci, emocjonalnej, psychicznej czy fizycznej była
czymś wielkim, czymś, z czym nie można się bawić, z czego nie
można żartować.
Nigdy natomiast nie wyobrażał sobie, że patrząc w ciemne oczy
Zayna będzie mógł powiedzieć mu, jak bardzo go kocha,
jednocześnie czując to każdą komórką swojego ciała.
Warto było czekać. Za każdym razem kończysz w takim momencie, że zżera mnie ciekawość, co będzie dalej, czy będzie równie ciekawe. jak dotąd jeszcze się nie zawiodłam. wymyślasz fajne wątki i opisujesz je w sposób.. interesujący. odmienny, od tych, które dotąd czytałam. chciałabym przytoczyć kilka tekstów, którymi mnie zastrzeliłaś w tym rozdziale, ale sławetny bieber skutecznie mnie do tego zniechęca, a niestety obawiam się jestem zbyt leniwa na ręczne przepisywanie. dzięki Ci za to opowiadanie ~DŻEEJ.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział. Nareszcie doczekałam się poprawy stosunków między Larrym i cholernie się z tego cieszę.
OdpowiedzUsuńA Ziall moment... Genialne. Tak delikatnie i subtelnie to opisałaś. <3
Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, a szczególnie pralki, o czym chyba już milion razy mówiłam, nie?
Pisz szybko, kocie. :D