sobota, 29 grudnia 2012

Chapter 2

  Wiem, że szybko, ale widząc liczbę wejść i komentarzy uznałam, że dodanie rozdziału dzisiaj nie będzie takim złym pomysłem. :)
  Cóż mogę powiedzieć.. Wydaje mi się, że nie wyszło źle, a wręcz jest pretty good (i przydługo). Może i nie jest to dokładnie to, czego niektórzy z Was mogli oczekiwać, ale dałam z siebie 110% w tym rozdziale. ;)
   No, to oddaję go w Wasze łapki!
   Liczę na komentarze, jestem BARDZO ciekawa Waszych opinii! 

Dla przyjemniejszego czytania...


~*~


  Była piąta nad ranem, kiedy czterech chłopaków nadal siedziało w salonie i nieskutecznie próbowało się skontaktować z piątym z paczki. Każdy dzwonił do Liama po kilkadziesiąt razy ze swojej komórki- za każdym razem po ósmym sygnale odzywała się automatyczna sekretarka.
 -Cholera! - fuknął Zayn, uderzając pięścią w kanapę i wypuszczając powietrze z płuc. Niall położył mu uspokajająco rękę na plecach i powiedział kilka cichych słów. -Nie wydaje mi się, żeby wszystko było w porządku – odpowiedział na to Zayn. -Mam głupie przeczucie, że Liam w coś się wpakował.
 -Liam? W coś się wpakował? - Harry prychnął cicho. -Proszę cię, Liam jest najporządniejszy z nas wszystkich, nikomu przy tym nie uwłaczając. Wydaje mi się, że po prostu przeniósł się na inną imprezę albo zagrzał miejsce u dziewczyny, którą tam poznał – na ostatnie kilka słów odpowiedziały mu trzy pary wysoko uniesionych brwi. -Liam nie rozmawiał z żadną dziewczyną?
   Niall pokręcił głową, zaciskając nerwowo usta i podrygując kolanem.
 -Widzieliśmy go średnio co kilkanaście minut. Przeważnie rozmawiał z kimś, kogo wszyscy znaliśmy, albo esemesował z kimś... - głos blondyna zawisł w powietrzu, oświecając ich wszystkich.
 -Kto ma stary telefon Liama? Ten, w którym była stała karta pamięci kontaktów? - zapytał Louis, patrząc po kolei na swoich towarzyszy. Zayn wyrwał z miejsca, o mało co nie zabijając się na schodach.
 -Boże – sapnął Niall – miejmy nadzieję, że od dwóch tygodni nie przybyło mu zbyt wielu nowych kontaktów. I że którakolwiek z osób na liście będzie wiedziała, co się z nim stało...

  -Tak... Tak, bardzo dziękuję. Przepraszam jeszcze raz za tak wczesną porę – Zayn rozłączył się i odłożył komórkę na stolik. Westchnął, przeciągając dłonią po policzku. -Wendy była ostatnia na liście, do siebie samego przecież nie zadzwonię – oznajmił, patrząc zmęczonym wzrokiem na Nialla i wymieniając z nim telepatyczne obawy o przyjaciela. Chwilę potem powiódł wzrokiem po twarzach Louisa i Harry'ego. -Może powinniście położyć się spać? Bez urazy, Harry, ale wyglądasz okropnie...
   Harry zmarszczył brwi, łącząc pojedyncze słowa w zdanie. Był nieziemsko zmęczony, ale zbyt martwił się o przyjaciela, żeby iść spać- żeby w ogóle móc usnąć.
 -Dam radę, wszystko jest okej – wymamrotał, naciągając koc na brodę i patrząc na Louisa. -Lou, a jak z tobą?
 -Nieźle się trzymam. Przypominam, że wpadłem na pomysł, żeby zrobić kawę – odparł, unosząc swój kubek. Trzeci z rzędu. Ręka drżała mu lekko od zbyt dużej dawki kofeiny.
   Przez chwilę wszyscy czterej milczeli. W ciągu kilku sekund Harry zdążył usnąć w niewiarygodnie dziwnej pozycji w kącie kanapy. Niall siedział bardzo blisko Zayna, który patrzył na swoje dłonie, natomiast Irlandczyk patrzył w przestrzeń, a zmęczenie odmalowywało się na jego twarzy.
   Nikt z nich nie odzywał się przez dobre kilka minut, nie licząc lekkiego pochrapywania najmłodszego z nich. Louisowi wydawało się, że to jakaś komiczna sytuacja i martwienie się nie ma sensu, ale uznał to za głupoty podszyte jego znużeniem- Liama nie było od kilku dobrych godzin i nie dawał znaku życia. Jeśli to nie był dobry moment na martwienie się, to kiedy miał być odpowiedni?
   Pierwszy z zamyślenia wyrwał się Zayn. Jego telefon wibrował cicho na stoliku do kawy obok niego. Przez kilka sekund patrzył na niego nieprzytomnie, a potem podniósł go i spojrzał na wyświetlacz.
 -Numer nieznany – mruknął, marszcząc brwi.
 -Lepiej odbierz – doradził Niall, patrząc na przyjaciela. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
   Zayn nacisnął zieloną słuchawkę i podniósł komórkę do ucha.
 -Słucham? - przez kilka chwil milczał, coraz bardziej marszcząc brwi i kiwając głową. Parę razy mruknął potakująco. -Dobrze, rozumiem, ale dlaczego nie zadzwoniliście do nas wcześniej? - kolejna dłuższa pauza. -Jak to nie...? Chwilkę, nie rozumiem... Co pani rozumie przez stwierdzenie "jest stabilny ale jego stan się pogarsza"?
   Mulat spojrzał na przyjaciół. W oczach widać było głęboki szok i zmartwienie. Niall momentalnie usiadł prosto i przełknął głośno, a jego policzki zrobiły cię różowe. Louis nie wiedział do końca, o co chodzi- domyślał się tylko, że Liamowi może coś grozić.
 -Rozumiem. Tak, dobrze. Mhm – Zayn popatrzył na blondyna, który przykrył dłonią jego rękę. -Rozumiem. Czy może pani jeszcze raz podać nazwę...? Dobrze, dziękuję. Będziemy tam najpóźniej za czterdzieści minut. Tak, proszę mu to przekazać. Dziękuję za telefon, do widzenia – chłopak rozłączył się i przez chwilę wpatrywał się tępo w wyświetlacz telefonu. Podniósł wzrok i spojrzał na Nialla, a potem na Louisa.
 -Zayn, co się stało? - dłonie Louisa drżały jeszcze bardziej. Przeczuwał, że przyjaciel nie ma dla niego zbyt dobrych wieści.
 -Liam... Liam jest w szpitalu.
   Irlandczyk wziął rozedrgany wdech i ukrył twarz w dłoniach. Harry zachrapał cicho, nieświadomy tego, że na tej samej kanapie właśnie rozgrywa się dramat.
 -Co mu jest? - zapytał Louis, wstając i idąc po kurtkę. Od pół godziny był kompletnie ubrany, w razie, gdyby coś się stało.
 -On... To było tak, że wyszedł na zewnątrz żeby zadzwonić, bo dostał esemesa od mamy i... Kłócili się, tyle udało się dowiedzieć pielęgniarce, kiedy się obudził... Liam wyszedł na ulicę, musiał być naprawdę wkurzony, i... potrącił go samochód – Zayn przełknął głośno, masując sobie skroń i wpatrując się w ziemię. -Jest w Queen Mary's Hospital, na intensywnej terapii.
 -Dlaczego tak daleko?
 -Nie mam pojęcia. Najwidoczniej ktoś, kto wezwał karetkę, miał numer zarejestrowany w tamtym rejonie.
   Niallowi zatrzęsły się ramiona. Zayn to zauważył i objął go ramieniem, przyciągając do siebie i uspokajając cicho. Spojrzał porozumiewawczo na Louisa, który wiązał tenisówki, i kiwnął mu głową. Oboje wiedzieli, jak chłopak będzie to znosić, dlatego lepiej było, żeby ktoś z nim został.
   Louis chwycił klucze z szafki i wsadził portfel do tylnej kieszeni. Wziął też kluczyki od swojego prywatnego samochodu i nałożył na nos ciemne okulary; był prawie pewny, że dziennikarze już wywęszyli nowinkę do swoich szmatławców.
 -Zadzwonię do was ze szpitala – rzucił przez ramię, zamykając za sobą drzwi.

  -Cholerne korki... - zaklął Louis, trąbiąc na stojące przed nim volvo. Wyrzucał sobie w myślach, że nie pojechał okrężną drogą; może byłby w szpitalu dwadzieścia minut później, ale przez korek mógł stracić dużo więcej cennego czasu.
   Chłopak poczuł, jak wibruje jego komórka. Wyjął ją z kieszeni kurtki i spojrzał na wyświetlacz.
 -Coś się stało, Curly?
 -Dlaczego mnie nie obudziliście?! - Louis musiał odsunąć telefon od ucha na kilka centymetrów, żeby nie ogłuchnąć. Harry musiał być naprawdę wkurzony. -Liam jest w szpitalu, a wy pozwoliliście mi smacznie spać na kanapie? Pogięło was?!
 -Hazza, spokojnie, poczekaj... - Louis przełączył go na tryb głośnomówiący i włożył telefon w uchwyt samochodowy, bo korek zaczął ruszać. -Posłuchaj, nie chcieliśmy cię budzić, bo byłeś naprawdę wykończony. Każdy z nas miał ciężką noc, więc chcieliśmy, żebyś chociaż ty odpoczął.
   Odpowiedziało mu rozzłoszczone westchnięcie.
 -I co, wspaniałomyślnie pomyśleliście: „Hej, może nie budźmy biednego, małego Harry'ego, przecież może się zmartwić! Jest taki zmęczony, niech odpoczywa, podczas gdy jego przyjaciel został POTRĄCONY PRZEZ SAMOCHÓD!”
 -Harry... - Louis wziął głęboki wdech, szukając w głowie jakiegoś logicznego wytłumaczenia. -Widzieliśmy, w jakim Niall jest w stanie. Ty pewnie też już widziałeś. Zayn z nim został, bo umie go uspokoić, a ja pojechałem najszybciej, jak się dało. Nie chcieliśmy cię budzić, sam widzisz, jak na to wszystko reagujesz... Jeśli chcesz, możesz przyjechać. Weź tourbusa, Niall albo Zayn mają kluczyki – zrobił krótką pauzę słuchając głośnych kroków przyjaciela. Pewnie już szedł do chłopaków. -Jedź do Queen Mary's Hospital. Tylko pojedź okrężną drogą, bo na głównej są korki.
 -Dobra – burknął Harry. Wyraźnie było słychać zamykane wejściowe drzwi i jego kroki na żwirowanym podjeździe. -Zadzwonię, jeśli dotrę tam przed tobą.
 -Uważaj na siebie – mruknął Louis, rozłączając przyjaciela.


  Harry wpadł do szpitala z prędkością światła, od razu kierując się do dobrze widocznej recepcji. Poczekał uprzejmie, jak dyżurująca pielęgniarka skończy rozmawiać przez telefon, chociaż ze zdenerwowania uderzał palcami w blat, co i tak pewnie jej przeszkadzało. Kiedy odłożyła słuchawkę, uśmiechnął się dobrotliwie i zdjął ciemne okulary.
 -Dzień dobry, jak mogę pomóc? - zapytała kobieta. Wyglądała bardzo młodo, ale widać było, że była bardzo zmęczona. Kosmyki blond włosów wymykały jej się z ciasnego kucyka.
 -Chciałbym się dowiedzieć, gdzie leży Liam Payne – powiedział spokojnie Harry, chociaż miał ochotę wykrzyczeć sobie płuca. Bardzo martwił się o przyjaciela, a nie zauważył samochodu Louisa w okolicy szpitala ani na parkingu. -Jestem jego przyjacielem, nazywam się...
 -Wiem, jak się pan nazywa – pielęgniarka uśmiechnęła się delikatnie, wystukując coś na klawiaturze komputera. -Moja młodsza siostra ma cały pokój obwieszony waszymi plakatami. Mimo wszystko, poproszę o dowód tożsamości, panie Styles.
   Harry wyjął portfel i pokazał kobiecie dowód, a ona tylko skinęła głową i kliknęła kilka razy myszką, wpatrując się w monitor.
 -Jeszcze nikt go nie odwiedzał... Proszę pójść na drugie piętro i skręcić w lewo, potem wąską klatką na czwarte piętro- to najszybsza droga, winda jest chwilowo w naprawie. Czwarte drzwi po lewo, pokój numer 269.
   Chłopak skinął głową i ruszył we wskazanym kierunku, powtarzając wskazówki pielęgniarki. Musiał się opanować i powstrzymać chęć biegu. Wyjął komórkę i wybrał numer Louisa. Po trzech sygnałach odebrał.
 -Za moment będę, właśnie parkuję – usłyszał zamiast powitania.
 -Drugie piętro, w lewo, wąskie schody na czwarte piętro, pokój 269.
 -Daj mi piętnaście minut.

 
  Louis wszedł do jasnego pokoju, patrząc na łóżko przyjaciela. Był podłączony do kilku aparatów, które pikały cicho i miarowo. Połowę głowy owinięte miał bandażem; gdyby nie okoliczności, zrobiłby mu zdjęcie i powiesił je na ścianie z podpisem „Najgrzeczniejsza mumia świata”. Teraz jednak patrzył na jego bladą twarz, fioletowego sińca na żuchwie i mętne spojrzenie.
 -Cześć, szczęściarzu – przywitał go ciepło Louis, siadając na jednym z dwóch plastikowych krzeseł obok łóżka. Liam uśmiechnął się lekko. -Gdzie Harry?
 -Poszedł po kawę, bardzo słabo się czuje – odparł chłopak. Miał lekko zachrypnięty głos i mówił z wyraźnym wysiłkiem.
   Przez chwilę oboje milczeli. Starszy z nich lustrował drugiego, dokładnie badając wszystkie jego widoczne obrażenia. Liam wyglądał na bardzo zmęczonego i Louis wcale nie zdziwiłby się, gdyby jego rozmówca usnął w pół zdania. Jednak mimo tego, poszkodowany siedział wygodnie oparty na podniesionym oparciu i był przytomny.
 -Przez telefon powiedzieli Zaynowi, że twój stan się pogarsza... - zaczął Louis, ale ten drugi uśmiechnął się delikatnie i machnął ręką.
 -Nie martw się, wszystko jest okej. Kiedy mnie tu przywieźli, było dużo gorzej. Mam dwa złamane żebra i sporo siniaków, ale nic poważniejszego mi się nie stało.
 -To dlaczego nam to powiedzieli?
 -Nie wiem – Liam wzruszył ramionami. -Może dlatego, że jak już się obudziłem, to sporo wymiotowałem i zemdlałem dwa razy. Ale jestem ofiarą wypadku, to chyba nic nienormalnego, prawda? - uniósł zabawnie brew, a jego towarzysz parsknął śmiechem.
   Otworzyły się drzwi, przez które wszedł Harry z dwoma papierowymi kubeczkami z parującą kawą. Widocznie spodziewał się Louisa przed swoim powrotem. Poszedł powoli do łóżka i podał mu jeden kubek, a porem przysunął sobie krzesło.
 -Rozmawiałeś z Zaynem? - zapytał Harry Louisa, biorąc mały łyk kawy. Musiałą być okropna, bo chłopak lekko się skrzywił.
 -Nie, jeszcze nie. Zaraz napiszę mu esemesa... - piosenkarz wyciągnął komórkę z kieszeni, odstawiając kubek z kawą na stoliczek z lekami. -Liam – zwrócił się do przyjaciela – chciałbyś, żeby przyjechali?
   Przez chwilę chłopak się zastanawiał, ale po chwili delikatnie pokręcił głową, marszcząc czoło.
 -Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, szczególnie ze względu na Nialla – powiedział spokojnie, składając ręce na wyprostowanej kołdrze.
 -Dobrze, napiszę im, żeby przyjechali jutro. Będziemy się wymieniać wizytami, okej?
 -W porządku.
   Przez chwilę słychać było ciche klikanie klawiszy komórki. Louis szybko odłożył telefon i wziął pierwszy łyk kawy.
 -O Chryste, jest okropna – skrzywił się teatralnie,wywołując uśmiechy przyjaciół. -Czego oni tam dosypali? Ziemi?
 -Podejrzewam, że cukru.
 -Ale ja nie słodzę nawet herbaty!
 -Tak, idź i powiedz to pielęgniarkom w szpitalnym bufecie. Z pewnością zrobią dla ciebie kilka osobnych termosów – rzucił Harry z sarkazmem, dopijając własną kawę. Może była niezbyt smaczna, ale przynajmniej postawiła go na nogi.
 -Liam – powiedział nagle Louis – mógłbyś nam zdradzić, jakim cudem zniknąłeś z imprezy, potrącił cię samochód i nikt nie zauważył karetki?
   Zapytany ściągnął usta powstrzymując uśmiech. Nawet z własnego wpadnięcia pod samochód potrafił się śmiać.
 -Cóż... to trochę skomplikowane. Na imprezie dostałem wiadomość od mamy, że obiecałem jej przyjechać w tym tygodniu. Wyszedłem na zewnątrz, żeby do niej zadzwonić. Poszedłem w stronę skrzyżowania, a rozmawiając zacząłem się z nią kłócić- wiem, że nie widziała mnie trzy i pół miesiąca, ale naprawdę nie dam rady przyjechać, szczególnie teraz – parsknął śmiechem, ale zaraz wziął płytki oddech; pewnie zabolały go żebra. -Tak czy inaczej, zaczęliśmy się kłócić, czego naprawdę nie znoszę. Doszedłem do skrzyżowania i poszedłem w stronę bardziej ruchliwej ulicy, bo chciałem złapać jakąś taksówkę i wrócić do domu. Zobaczyłem postój, więc przeszedłem przez pasy. Nie obejrzałem się i rąbnął mnie jakiś dziadek- moje szczęście, że jechał wolno.
   Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Harry zachował pokerową twarz, ale Louis już po chwili zaczął się cicho śmiać.
 -Co widzisz zabawnego w potrąceniu mnie przez samochód? - obruszył się Liam.
 -Jesteś jedyną osobą na świecie, która potrafi ulotnić się z imprezy żeby porozmawiać z mamą i przy okazji władować się pod samochód przerażonego dziadka – odparł ze śmiechem. Drugi z gości też nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
 -Payne, jesteś największą ofiarą w całym Londynie – dodał Harry, ukrywając twarz w dłoniach i próbując opanować śmiech.
 -A gdybym zmarł na miejscu? - rzucił, robiąc poważną minę.
   Przyjaciele natychmiast przybrali grobowe wyrazy twarzy, patrząc na siebie porozumiewawczo.
 -Wtedy – powiedział Louis – z pewnością napisalibyśmy ci na nagrobku: „Wpaść pod samochód i przeżyć to cud, ale wpaść pod wolno jadący samochód i nie przeżyć potrafi tylko Liam Payne”.




11 komentarzy:

  1. początek poważny, gdzie Liam, co się z nim dzieje itd. ale ta końcówka od '-Payne jesteś .. ' to po prostu wywołała mój śmiech. Naprawdę udany rozdział :)

    olarsmin (@mel_charpentier) http://stay-in-london-larry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek proszę Cię, zmień tło albo coś. To tak razi w oczy, że skopiowałam rozdział do notatnika i tam go czytałam. W połowie się śmiałam. Telefon Hazzy do Lou- świetne! Ogólnie całość jest zabawna. Czy to opowiadanie to może komedia?? Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://flight-do-harm-larry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuu jakie wrażenia Liam i wypadek i ta sala numer 269 coś w tym jest :)Opowiadanie naprawdę wspaniałe :) Masz/Macie (bo nie wiem czy sama piszesz czy z kimś) wenę oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie fajnie sie zaczyna ;D na początku troche tajemnicy i stresu.potem żarty na końcu. Fajnie. Wiecej Larrego prosze. xx Opowiadanie bardzo dobre!

    OdpowiedzUsuń
  5. w zyciu bym nie wpadła na to, że Liam może wpaść pod auto powolnego jak żółw dziadka! Epic, rozśmieszyło mnie niemiłosiernie, poprawiło humor. Tak trzymać, bejbe! I ta sala 269 :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Liam :C
    Kocham Twojego bloga i czekam na obiecany dziki seks na pralce :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy napis na nagrobek, nie ma co. :D Cieszę się, że Li nic się nie stało, chociaż jestem troszkę zawiedziona, że nie napadła go psychofanka. ;p Kurka, nie wiem co mnie z tą psychofanką naszło. Jakoś tak pasuje mi ona do sytuacji. Może rozważysz jakieś wmontowanie jej w akcję później, co? Razem z przebierankami?(Ale się uwzięłam, nie? :D)
    Eh, nie wiem co więcej powiedzieć. Wiesz, że mi się podoba, wiesz że lubię twój styl, kurka, wiesz wszystko.
    Więc chyba dodam tylko, że czekam na obiecane dużo Zayna w kolejnym rozdziale.

    Pozdrawiam gorąco. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham te rozdziały.
    Mam nadzieję, że będzie ich dużo ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie się zapowiada!
    Podoba mi się Twój styl pisania.
    W niektórych momentach nie mogłam przestać się śmiać.
    Z niecierpliwością czekam na 3 rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciągle myli mi się Liam z Louisem więc co chwila miałam z mózgu niezły mindfuck, ale no dobra, oprócz tego mi się podobało XD Rozdział mimo 'dramatycznych' wydarzeń ma w sobie jakieś humorystyczne wstawki, podoba mi się to c:
    Nie mam siły pisać eseju, więc po prostu mówię, że czekam na kolejny XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz co jest dziwacznego w tym rozdziale ?! Fakt, że Liam trafił do szpitala. Chłopak mial wypadek, a ja czytając to wszystko nie mogłam przestać się uśmiechać, pfff śmiać. Dialogii są świetne i aż chce się czytać więcej i więcej ! Zazdroszczę talentu :) - Claudia.

    OdpowiedzUsuń